O Wędzie i jej synach Wudnarze i Mężu – mitologia Słowian

Widnur Wodyn Odyn


O Wędzie i jej synach Wudnarze-Widnurze (Wodynie) i Mężu – według rzekaczy plemienia Łyskowiców z kącin Body oraz Lela ze Świętej Góry Pałki. Wudnar narodził się wśród Zerywanów, gdy ich czas w pierwszej Kolibie zbliżał się ku końcowi. Był wnukiem bogini Wądy, a synem Wędy i miał brata Męża. Obaj byli z tej samej matki, ale różnych mieli ojców, niemniej obaj posiadali cechy inożne. Zatem według Łyskowiców i Pałkinów oraz Świątyni Dziewięciu Kręgów z Góry Pałki Mąż-Maża-Mądoch i Widnur-Wodyn pochodzili od Wędy a nie od Lędy-Łabędy, czyli są ci dwaj bracia KIM INNYM niż ci trzej ze Skryty.

Z tych dwóch, Widnur (Wudnar, Wodyn) bardziej się podał w bogów i w swego ojca, a Mąż zszedł na złą drogę, żądza pchnęła go ku ciemności i niektórzy – jak na przykład Łyskowice – twierdzą, że zakończył żywot jako zdusz. Co najciekawsze obaj oni okazali się śmiertelni, chociaż żyli tak długo, że wydawało się, iż są bogami. Zaprawdę mało brakowało, aby ludzie różnych plemion zaczęli ich czcić jako bogów.

Mąż żył tak długo, że czcili go za samą jego długowieczność, podobnie jak onegdaj Kościeja z tym, że tamten spowodował, iż ludzie przez długi czas nie umierali w ogóle. Podobną cześć oddawały plemiona Telawelowi, który wyzwolił słońce z rąk Węsada i Bogów Ciemności, a potem odszedł w świat samotnie, lecz wieści o jego czynach przynosiły gołębie i słowiki, bociany i ryby.



kolovrat


Był to czas kiedy Zerywanie zrobili się zaiste pyszni i pośród siebie samych zaczynali się dopatrywać boskich postaci. Czyż nie to samo czynił Mororzyk, który lato chciał obrócić w zimę. Również i Widnur nie opanował chęci dorównania bogom, i tak samo jak wymienieni powyżej przyczynił się do wybuchu Wojny o Taje.

Jako, że obaj bracia byli z tej samej matki, Wędy, dobrze im się układało jeśli idzie o ten właśnie żywioł. Chyba za sprawą odmiennych ojców jednak Mąż bardziej upodobał sobie bagna i strumienie oraz wody podziemne, jaskinie i źródła, Widnur zaś wody wielkie, jasne, pełne, wody wielkich jezior, rzek, dunajów i morza. Mówi się, że ojcem Męża był Mąd-Mikuła jeden z Bogów Źrzebu i stąd przejął on zamiłowanie do spraw mętnych i mętnych wód. Wygłaszane są jednak także sądy, zwłaszcza przez żerców nuruskich z Caroduny i Stradowa, że jego ojcem był Ziemiennik i stąd jego ciemna, szara skóra, umiłowanie do bagien, źródeł, jaskiń. Po matce z pewnością odziedziczył Mąż zdolność do znajdowania wody, wszędzie, na największym nawet pustkowiu. Kilka razy popisywał się też Mąż siłą swego boskiego pochodzenia, która pozwalała krzesać ze skał wodę. Robił to tak, że uderzał z całej siły witką iwy w skałę, a ta pękała i otwierała źródło.

Obaj bracia mieli inożne cechy, ale u Męża były one tak słabe, że niezauważalne. Jedno co miał, to bardzo ciemną skórę, prawie szarą, co powodowało, że wyglądał jak umazany błotem. Potrafił się dzięki temu wyglądowi, zwłaszcza w szary dzień wtopić tak bardzo w otoczenie, że będąc o krok nie zauważano go wśród drzew, gleby czy błocisk. Inna sprawa to błony między palcami nóg, ale te, przeważnie obute, nie przykuwały niczyjej uwagi.

Prawią też mędrcy, że Mąż miał w środku puste kości i był tak lekki jak Nyja-Śmierć. Wytędze co zetknęli się ze Śmiercią i których poprosiła by ją przenieśli kawałek, albo przez rzekę na drugi brzeg – bo najbardziej nie lubi ona przez rzeki ziemskie przechodzić – wiedzą, iż jest lekka niczym piórko, wcale się jej na plecach nie czuje. Tak samo lekki był Mąż i z tego powodu mógł się poruszać po najbardziej grząskich bagnach nie maczając nawet stopy. W wyjątkowo trudnych miejscach zdejmował obuwie i stąpał swoimi szerokimi stopami o palcach złączonych błoną. Chodził jako łosie chadzają po najbardziej niebezpiecznych i topielistych bagnach, bielawach. Powiadają, że dzięki tym cechom zawsze udawało mu się uchodzić ścigającemu go przez prawie całe życie Rosomochowi, aż do ostatniej potyczki, kiedy Mokosz oplotła go konopnym oczkurem.

Żercy z Glenia prawią, że z powodu tej lekkości przegrał pojedynek z boginią, udało mu się bowiem wsadzić dłoń między szyję a sznur, ale nie zatrzymała ona pętli tylko pękła z powodu pustych kości.

Mąż polował na bagienną zwierzynę i zbierał pożytki roślinne o jakich się innym nie śniło. Stał się szybko głównym dostarczycielem ziół dla znachorów z całej koliby, a wkrótce sam został łękarzem-lekarem. Gdyby nie jego nieopanowanie, które zdarzało mu się nie raz, nagłe a gwałtowne wybuchy złości, a wreszcie zapiekłość przeciw bogom po przegranym pojedynku z bratem na konopnych zagonach, byłby głównym spadkobiercą tronu w Kolibie.

Stało się inaczej, musiał uciekać przed Rosomochem, i jak stwierdzają kołoduni lężańscy z Gniezdna, zabrawszy ze sobą drużynę i rodziny wojów wędrował z miejsca na miejsce przez długi czas, aż wrócił znużony ucieczką i stanął przeciw Mokoszy, Pani Wiergu.

Inaczej potoczyły się dzieje Widnura. Jego ojcem był Wid-Wij czczony też pod mianem Makowica. Wygląd ojca odcisnął się piętnem na Widnurze. Miał on jedno oko po środku twarzy zupełnie jak Widowe Wieszczyce. Po ojcu odziedziczył brak urody, ale też zdolność widzenia przyszłości i przewidywania. Widnur miał też cechy po matce, skrzela za uszami i zrośnięte błoną palce u rąk i nóg. Jego skóra była z kolei tak biała, że aż niebieska.

Widnur od maleńkiego kochał wodę, wcześniej pływał niż chodził, a powiadają nawet żercy z Glenia, że do siódmego roku życia żył pod wodą. Był niedościgłym pływakiem i wodnym łowcą. Widnur, podobnie jak brat odszedł któregoś dnia od plemienia, ale nim to się stało nauczył Kolibańczyków łowić i rozróżniać dobre ryby od niesmacznych, a także je oporządzać.

Od małego też strugał Widnur łodzie i wydłubywał je w pniach. Jego łodzie z czasem zrobiły się większe, mogły zabierać po kilku wojów i bez trudu pokonywać wielkie dunaje, lub wyprawiać się na duże jeziora. Założył Gromadę Wędarzy, to jest rybaków łowiących ryby na wędy. Potem nauczył ich też wyplatać sieci i dokonywać połowu siecią-nawędem-niewodem. On sam potrafił ułowić najwspanialszą sztukę gołymi rękami, co nie raz dla uciechy pokazywał ludziom. Uczył ich czcić wszelkie wody i pleść nawęzy.

Wyprawiał się na swych łodziach coraz dalej i dalej, aż do ujścia rzek. Wreszcie zapragnął zrobić łódź jeszcze większą, a że sam by nie podołał założył drugą gromadę – Dłubniów. Tych nauczył wyrabiać łodzie potężne, które mogły się zmierzyć z morską falą. Największą z żaglem z kozich skór, dwunastowiosłową, na kilkudziesięciu wojów wziął dla siebie. Nazwał ją Złotą Żagwią, bo się w słońcu mieniła złotem i czerwienią burt i purpurą żagla. Zebrał załogę i popłynął na Czarne Morze w odwiedziny do matki.

Nie było go trzy roki, a kiedy wrócił dziwy prawił i nauczył Zerywanów stawiać porty dla bezpiecznego cumowania dużych łodzi. Przywiózł ze sobą niezmierzone skarby, które pochodziły z dna morza i zbudował tyn, gdzie je trzymał, opodal brzegów Morza Mora. Tyn ten i obwar nazwał na cześć swego ojca Widłużą. Z czasem tyn ów i obwar zaroiły się wojami i zostały też poświęcone Czarnogłowowi Trójgłowemu, dla którego Wid-Wij był jako syn najukochańszy, bardziej hołubiony niż Chors nawet. Tedy zwano ów gród, który się z wiekami rozrastał nad podziw krzepko, a strzegł przeprawy z Morza Śródziemia (Morza Żywego) na Morze Mora – Widłużą, Wilużą, lub Trójną, albo Troją.

Młodych chłopców Widnur zachęcał do nurkowania w morzu i zbierania pereł z dna. Założył też kolejną gromadę – Żegłów, których uczył żaglować po morzach. Tych nazywano też Chąśnikami, a z nimi wszystkimi powstała też gromada Kąśników – wróżów, którzy pośród morskich bałwanów umieli odnajdywać drogę – nawet we mgle nocą.

Wreszcie założył Widnur gromadę Morynurzy, zwanych z czasem Marynarzami. Ci składali się z najbardziej nieustraszonych synów z rodu Harów będących strażnikami Świętej Góry i Wądołu Welańskiego. Przeznaczył ich Widnur do obrządków grzebania w morzu dusz zmarłych bogatyrsów, wojów, królów, kaganów-kapłanów i haronyjów-charonów. Postawił na ich czele Charona i uczynił z nich przewoźników w Zaświaty przez Bramę Morza Mora i Bramę Morza Czarnego.

Wyprawy Widnura-Wodyna

Przy przejściu na Morze Czarne z Morza Mora, po zachodnim brzegu, postawił obwar i Tyn zwany Trójorzą. Ziemię tę z biegiem czasu zaczęto zwać Tynią. Zarówno w Widłuży jak i w Trójorzy na półwyspie Tynii zostawił Widnur zastępy haronyjanów. Tym haronyjanom-charonom opłacali się wszyscy co na Welę i do boskiego Wyraju chcieli się po śmierci dostać i tych nauczył Widnur nurzania ciał i dusz w morzu oraz wieszczenia o ich przyszłym bycie w Zaświatach, miejscu w Wyraju, doli po śmierci a także czasie i sposobie nowego wcielenia do życia na Ostrowie Bujan w Załużnym Trzydziewięcioisepiu – czyli Powielenia. Dlatego zaczęto go także nazywać Wodonyjanem czyli Wodynem.

Miał też Widnur (Wodyn) w Kolibie syna z Dziędzierą, kniaginią, w której żyłach płynęła krew królewskiego rodu Bardzów. Syn zwał się Nawęd i po ojcu powziął zamiłowanie ku wodzie. Ledwie nabył w obrzędzie przejścia prawo woja, a już żeglował z ojcem po morzu i budował łodzie. Któregoś dnia, gdy się zdawało, że Widnur wreszcie osiądzie, a może i zostanie nowym królem, rzekł Zerywanom, że wybiera się na poszukiwanie końca świata. Swoją ukochaną łódź Złotą Żagiew, razem z królestwem, oddał synowi.

Niewielu było chętnych na tę wyprawę, ale najwierniejsi Rybacy, Dłubnie, Żegłowie, Chąśnicy, Marynarze i wojowie pobieżali z nim. Tym razem mieli pokonać Morze Wędów a potem dotrzeć do Czerwonych Ludów. Najpierw spłynęli rzekami do wybrzeża i tam zbudowali kolejną wielką łódź, jeszcze większą niż poprzednia. Odpłynęli ku północy, gdy tylko była gotowa.

Powiadają witungowie Wędów z Arkony, że tak długo płynął Widnur aż wszyscy jego towarzysze pomarli, a on sam trafił na Morze Ledjańskie skute ręką Mora i z jego ręki poległ.

Żercy Nurów z Widoradza i Budynów z Glenia prawią zaś, że z zazdrości na środku Białego Morza Wodo-Wełm łódź Widnurową ze wszystkim zatopił, bo od początku mu się nie podobało, że bez jego wiedzy taje morskie ludziom przekazuje.

Z jego krwi pochodzą wszelkie plemiona Ludu Wędów i Ludu Nurów.

Wyprawy Wodyna

Według podania tobolarów z Wyspy Uznam, a także słów czarowników Harów z Caroduny-Krakowa Widnur-Wodyn odszedł od Zerywanów, bo woleli oni ląd i osiadłe życie bardziej niż podróżowanie, a także cenili wyżej mięsiwo turów i kóz niż ryby i morskie pożytki. Razem z nim na samym początku jego licznych wędrówek zabrał się też Mąż i wiele zacnych a odważnych rodów. Z drużyną wojów, kobiet i dobytkiem dotarli do Łukomorzan, skąd Mąż wziął sobie kobietę za żonę. Nie zabawili tu długo, lecz poszli dalej, po czym Mąż chadzał swoimi drogami i osiadł na bagnach.

Inni znów prawią, że oni razem, Widnur-Wodyn z Mężem, osiedli nieopodal, założyli obwary Wilno i Wolin, a ich plemię zwano Widami albo Walinami lub Walinianami. Dzięki wieszczym zdolnościom Widnura-Wodyna udawało mu się szczęśliwie żeglować, łowić i zawsze wracać cało z wypraw.

To tutaj Mąż starł się z Rosomochem i musiał uchodzić z plemienia. Rodom Walinów jednak dobrze się wiodło i ich lud szybko rósł w siłę. Tutaj założył Widnur trzy gromady: Rybaków, Dłubów i Żegłów-Kąśników. Miał też trzech synów: Nawęda, Wędbłę i Nura. Stąd wypływał na morza, gdzie współzawodniczył z Wodem i Strzybogiem w wyścigach. Ponieważ i jednego i drugiego pokonał, za trzecim razem, podczas wyprawy na Białe Morze lub na Morze Wędów, zatopili go wspólnymi siłami, razem z jego chyżą łodzią złoto-czerwoną Złotą Żagwią i całą załogą.

Według rzekaczy z Haweli, wielce poważanych wśród Wieletów i Stodoran, Widnur przez czas jakiś gościł w podwodnym zamyku u matki Wędy (albo u babki Wądy), która go z przygody po trzecim wyścigu ze Strzybogiem ukradkiem wyratowała.

Próbowała go potem osadzić we swoich włościach, daleko na zapadzie świata, na bezludnej wyspie, która była nagą skałą okrytą jeno lodem, zwaną Ziemią Graniczną (Granilądem), gdzie żywił się tylko tym co złowił i korzonkami porostów. Strzybóg i Wodo szybko go jednak wypatrzyli, więc matka oddała go babce by ta na zawsze zabrała go do siebie zamieniając wnuka w Webło – Drzewo Morskie, które stało się godłem Wodów. Od niego według onych tobolarów, a właściwie od jego syna Wędbły zamienionego w odyńca, pochodzą nowokolibańscy Wędowie, Nurowie i Wybłonie. Takoż samo rzeką żercy z grodu Wędo-Błoniów (Wibionów) Wędobłotonia nad Małym Błotykiem (Bołotoniem, Balatonem).


Zdobywcze wyprawy Widnura I Wodyna


Widnur Wodzn Wudnar Stara Koliba


Wasniecow – Widnur I Wodyn (Odyn)


W czasach, swoich chwalebnych wypraw, Widnur najbardziej upodobał sobie rzeki wiodące do Bołotyku i Białego Morza i te właśnie północne morza, włącznie z najgroźniejszym, Morzem Wądów, które najczęściej przemierzał. Jako że wiele razy w tych stronach Białego Lądu bywał, sięgając nieraz daleko poza siedziby Łukomorzan, a były to ziemie od ludzi zupełnie puste, jedynie zwierzyną, gadziną, ptactwem, narybkiem i borem zasiedlone, ustanowił tu w ważnych miejscach obwary.

Obwary Widnura-Wodyna

W ziemi północnej, gdzie rzeczą zwyczajną jest, iż śnieg leży przez pół roku a rzeki skuwa lód tak gruby, że żeglowanie staje się niemożliwym, te obozowiska uczynione przez ludzi, miały wielkie znaczenie dla łowców i podróżników. Kiedy wyprawa się kończyła opuszczano je nie pozostawiając żadnej straży, jako że ludzi żadnych i tak tutaj nie bywało. Przed zduszem zaś, czy bogunem żaden człek, jeśli ich rozeźli, sadyby nie obroni. Stały zatem puste, zawsze jednak dbano żeby obwar zaopatrzony był w suszone mięso i ziarno, w drewno i chrust, w suche skóry i futra, siano dla zwierzyny, narzędzia do krzesania ognia, broń, sidła i wędy do polowania, sierpy, młoty, dzbany, kubły, garnki oraz w inne niezbędne przedmioty, które mogą strudzonym i umęczonym przywrócić siły lub uratować życie.

Jeśliby jakaś grupa myśliwych zabłąkała się w borach to miała szansę przeżyć w obwarze nawet do kolejnej wiosny. Każdy obwar miał też swoją banię – łaźnię, uczynioną na podobieństwo tej ze Świętej Kłódzi, by można było w każdej chwili odbyć obrzędy i oddać cześć bogom. Każdy obwar był posadowiony według Zasad Kłódzi, czyli zasadzony i postawiony w Porządku Kłódzi.

Tak więc obwar obwarowywano nie tylko zewnętrzną palisadą z bali, wałem drewniano-ziemnym jako drugim wałem i wałem drewniano-kamiennym, jako wewnętrznym, trzecim wałem, ale także otaczano go wodą. Obwary zawsze sadowiono w miejscu dobrze osłoniętym od ludzkiego oka i bronionym od ciemnych mocy oraz wroga, przez czystą wodę. Często zasadzano je na wyspie na rzece lub jeziorze. Dodatkowo z obwaru wypływał strumień, który jeszcze jedną stanowił przeszkodę dla złego, ponieważ obwar, na wzór Kłódzi, musiał mieć wewnętrzne źródło świętej wody, jak Kłódź ma boskie święte Źródło Źródeł.

Jako już rzeczono, każdy obwar posiadał trzy kręgi z bali, gliny i kamieni ustanowione jako wały. W pierwszym z tych wałów były trzy bramy umiejscowione: od wschodu, południa i zachodu. W drugim przejść można było już tylko dwoma bramami: wschodnią – wchodnią i zapadnią – wychodnią. Trzeci wał posiadał jedną bramę zaopatrzoną w mocne wrota, których dało się w razie czego bronić od góry, zza muru. Zamyk, świetlica, stajnie, ziemianki, baszta nad wrotami i inne budowle obwaru umieszczone były wewnątrz trzeciego wału. Tę przestrzeń międzywałową nazywano więc chronią, albo chraminą.

W drugim kręgu rosły drzewa i krzewy święte, bogate w owoce, dla których wzorcem było Drzewo Drzew – Wiercha, z Kłódzi Swąta. Tę przestrzeń międzywałową nazywano więc ogrodem.

Źródło znajdowało się w zewnętrznym pierwszym kręgu, podobnie jak banior służący oczyszczeniu, koniecznemu zawsze przed każdym złożeniem ofiary dla bogów. Tę przestrzeń najbardziej zewnętrzną, zawartą między drewnianymi obwarowaniami z pali zwano więc opolem lub polem. Z tych trzech powodów nazywano też owe obwary trojami lub trójnami.

Zdobycze Nadbołotyckie

W czasach wypraw, Widnur-Wodyn założył bardzo wiele obwarów, wszędzie gdzie bywał.

Czudełos miał trzech synów Kudewosa, Koszerysa i Borusa. Borus i Koszerys odeszli do dalekich krain, kiedy Widnur zaczynał swoje rządy. Kudewos pozostał w ziemicy Czudziów i po odejściu Czudełosa i Widnura objął rządy nad Zerywanami, Czudziami, Srebrzynami i Wędami. Synowie Widnura zasiedli na tronach plemion Nurów, Harów i Mororzyków. Za rządów Kudewosa i jeszcze w późniejszych czasach, jego synów i wnuków oraz prawnuków, obwary popadły w zapomnienie. Kudewos myślał bardziej o doprowadzeniu do zgody pomiędzy Zerywanami a Władcami Boru i Władcami Wód, o pogodzeniu Harów z resztą plemienia, o złączeniu na powrót Łukomorzan i innych plemion z Kolibańczykami, niż o wędrowaniu i wytyczaniu dziewiczych pąci. Nawęd po utracie ojca stracił chęć do długich morskich wypraw i doskonalił się w rybołówstwie, w którym to rzemiośle doszedł do wielkiej wprawy. Udoskonalił sieci do połowów na morzu, które od jego imienia zwać poczęto nawędami. Nie zdarzyło się by wrócił z połowu z pustymi rękami i tego samego nauczył też wszystkich Mororzyków, mężów – chąśników z plemienia jakiemu przewodził.

Południowe kąciny Mądochów-Mynżan i Cakonów, które przesuwają w czasie dzieje Mąża i Widnura, łącząc je z dziejami Mążynosa i Radomudry ze Skryty, powiadają, że Kudewos jest tym samym królem co Kudaj-Kadzimąż, syn agi Nura-Sadki. Onże wyruszył na poszukiwanie Lądy-Łabędy, ale jej nie znalazł i osiadł wśród Wyrodomajów. Jego to ród skończył marnie z powodu haniebnej zdrady, jakiej dopuścił się wobec Skołotów, dając Romajom święte pismo i nie dotrzymując przyrzeczenia wobec ojca – Kruka Nura-Sądka, że odnajdzie przyrodnią siostrę porwaną przez Świętego Byka.

Według tych, Czudełos i Sadko-Sądek to ta sama osoba co Krak Nur, lub co najwyżej Nur II, syn nuruskiego Kraka Nura I. Tenże Sadko-Sądek jest według nich także założycielem obwarów Sądecz w Beskidach i Sądymir nad Wiskłą oraz praojcem plemienia Sądeczów, czcicieli bogini Sądzy.

Nie podzielamy ich poglądu w niniejszej księdze będącej wykładem Wiary Przyrody według kudewosów Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata i czarowników Chramu Krainy Księżyca. Podobnie nie podzielamy poglądów Cakonów, Skrytów i Mądochów o identyczności Wudnara I Widnura (Wodyna) i Widnura II Radomudry oraz Mąża I Maży-Mądocha i Męża II Mążynosa ze Skryty.

Widnur wędrował bardzo, bardzo często, a zawsze zabierał ze sobą zgraję wojów najbardziej żądnych przygód, krwi, łupów, i zdobyczy, a do tego nieustraszonych, nieustępliwych i zapiekłych w osiąganiu celów. Zawsze też szli z Widnurem-Wodynem najbardziej wtajemniczeni żercy Wiary Przyrody: żercy wody – kapłani, żercy ognia – wicikowici, żercy podziemi – bierygowie i żercy drzew – drzewidowie. Dzięki ich świętości i znajomości Praw Świata, a też dzięki temu, iż zawsze w tych wędrówkach ustanawiali Święte Kręgi w obwarach, albo w miejscach nawiedzonych boskimi mocami, albo w miejscach osobliwych Ziemi, a też zawsze dbali, żeby złożyć odpowiednie ofiary, zawiesić bajorki i wznieść z dymami w Niebo odpowiednie zapewnienia ku bogom, dzięki temu wszystkiemu właśnie, kręgi obwarów i kręgi świątynne wznoszone przez Widnura miały ciągły, nieskończony i dobry mir.

Prócz wojów i żerców czasami brał też Widnur rzemieślników, pasterzy, oraczy i kobiety, po to by ich wszystkich w obwarze osadzić i by wokół obwaru, z czasem, rozpleniło się zerywańskie plemię.

Za swoich czasów dotarł Widnur w ziemie dalekie i krainy nikomu nieznane, najczęściej puste od ludzi, zamieszkałe jedynie przez Zwierzów i Zróstów oraz Bogunów i Zduszów, bogatyrów i inogi.

W tamtym to czasie odległym, ze swoją wojowniczą hordą, był Widnur-Wodyn nad zapadnim Bołotykiem z pierwszą wielką wyprawą, a także posadowił obwary na granicy i za granicami Łukomorza, a to u ujścia Windawy, nad rzeką Wilią, u ujścia Pregoły, który nazwał Obwarem Światła oraz obwar na wyspie Wolin zwany Walinem.

Tu, w okolicach Walina na Połukomorzu, zwanym później Pomorzem, i pomiędzy Walinem a Światłą nakazał drzewidom pobudować świątynne kręgi dla odprawiania modłów i wyznaczania następstwa dni oraz po to, by przebłagać bogów za naruszenie dziewiczej ziemi im przynależącej. W ten sposób pobudowano kamienne święte kręgi wszystkim bogom Wiary Przyrody i oddano im je we władanie. A te święte miejsca nazwali drzewidzi, kapłani i wicikowici: Odry i Węsiory. Odry dlatego, że dokonywali tym aktem ludzie Widnura odebrania owej ziemi bogom i przyjmowali ją w ludzkie władanie niejako odzierając bogów z ich własności. Węsiory zaś dlatego, że kornie chyląc głowy prosili tu za każdym razem bogów o wybaczenie tego bezczelnego czynu, wieszając owe węsiory, wisiory, wężorki, wisiorki, bajory i bajorki na gałęziach świętych drzew, z wypisanymi prośbami, lub bez zapisów, jeno ze znakiem barwnym – mastnym[58].

Założył też Widnur obwar Wętę nad Łabą w Ziemi, którą nazwał Wędlądem i obwar Wędeł u ujścia tejże rzeki do morza.

Będąc w Wędlądzie kazał drzewidom ustanowić święte kręgi. Pierwszy ustanowił nad rzeką Jedynostrugą, nazywaną też Dziewostrugą (Dziwostrugą). Onestrudą – bo po skołocku ono – znaczy dziki, dziewy, dziewiczy, np. ono-gur – dziki osioł, czyli dziewy osioł – naturalny, nie udomowiony, leśny. A po słowiańsku – onoki, odynoki, onyż – to jest jedyny – wyjątkowy, niepowtarzalny, jednaki – identyczny, taki sam, jedynaki – jedynyż, pierwszy, dziewy, dziewiczy. Działo się to kiedy zmierzali do Wędlądu, a krąg ten nazwał Widnur Niebórzem. Niebórzem, jako że ustanowiony został pośród łąk, wokół jedynego drzewa iglastego jakie tu rosło, wiekowej sosny wielkiej niczym cały bór. Była więc owa sosna borem i nieborem, zatem świątynię posadowiono tu ku czci Swątlnicy, co była i nie była boginią. Żercy Zerywanów prawili o tejże bogini-niebogini, że jest Pasterką Gwiazd ukrytą pośród swego licznego stada, jedną z tysięcy skier świecących na Niebie. Drugi obwar ustanowił Widnur-Wodyn nad Rzeką Słońca – Soławą i dał mu nazwę Gąsiec – czyli poświęcił go bogom Sporu.

Po krótkich chwilach wytchnienia na lądzie pomiędzy swoimi Zerywanami znowuż zbierał drużynę z wojów i żerców, i ruszał na szlaki. Tak więc w kolejnych nieco krótszych wyprawach po Błotyku i zapadnich ziemicach i Morzu Wądów założył także obwary Węzeł Wida[60] u ujścia Morza Błotyckiego na cyplu znanym w późniejszych czasach jako ziemica Jutów. Założył obwar Wicin na rzece Bodzie i obwar Węduż nad Jeziorem Widnura, które później poświęcił świętemu rodowi Bodów, czyli Bożebogów, i nazwał Jeziorem Bodów.

A w drugiej wielkiej wyprawie na Morze Wądów zdobył i nazwał oraz obsadził obwarem Widzkie Domowisko, Wędonię zwaną też Ziemicą Wida nad rzeką Granią (Renem-Rynem) z obwarem Wilżyn i Winidunę u ujścia Somy. Nazwał i objął Ziemię Windońską (Windonię) z obwarem Węda poświęconą Morom więc nazywaną na równi Mormorzyce.

Nieco dalej na południe od Wędy nad brzegiem morza, kazał znowuż pobudować przebłagalne kręgi święte i nazwał owo święte miejsce Cernec, jako że poświęcone było, jak cała ta ziemia, Tynowi Morów i trójgłowemu Czarnogłowowi.

Na Wyspie Wielkiej, która w tych czasach stała pusta założył obwar Gowędo, który tak był rozległy, że w jego zewnętrznym kręgu pasło się sześćset kóz i trzysta krów oraz koni. Tu zostawił, by go strzegli, wtajemniczonych drzewidów oraz osadników. Z czasem wyrósł z nich w tej samotni wybujały, wielce wtajemniczony ród znający zaklęcia i najmroczniejsze czary, mowę drzew i innych Zróstów, głosy i mowę zwierzyny, rzekaczkę – czyli mowę wody płynącej, kołbienie – a więc wróżby z lotu ptaków oraz najgłębsze tajemnice i święte znaki bogunów. Gromady tychże osadników zwących siebie Walinami, dowodzone przez drzewidów pobudowały też, z rozkazu widnurowego, obwar Ląd na rzece Duna, u jej ujścia w morze.

Na południu Wielkiej Wyspy stanęły wykonane przez nich Kamienne Świątynne Kręgi poświęcone Kirom Południowym, czyli Rui i Jarunie. Kręgi te służyły drzewidom i wicikowitom nie tylko do wyznaczania świąt i położenia słońca oraz księżyca, ale przede wszystkim jako miejsce ofiarne, miejsce modłów, wieców i rozmyślań o świecie.

W trzeciej turze wypraw zwiózł Widnur na Wielką Wyspę wicikowitów i bierygów znających tajemnicę wydobycia miedzi i cyny oraz kowania, po to by założyli tu ważne kopalnie i kowarnie kruszców.

Na Wielkiej Wyspie nad rzeką Witą ustanowił też Widnur-Wodyn trzeci obwar, który był podwójny, bliźniaczy i otwierał drogę na Morze Wądów. Nazwał go Witeją i Wentonią, a wiele wieków później przez Romajów pochodzących z Wolców i Hytrusków nazywany był Venta Belgorum.

Na Wyspie Lewej, daleko na północy, drzewidzi zbudowali wtedy świątynny krąg zwany Kołoniżem, poświęcony Kirom Północy to jest Jeszy i Koladzie. Krąg wzniesiony dawniej na południu Wielkiej Wyspy, poświęcony Kirom Południa nazwano wtedy Orojem czyli Rujwyżem.

Wtedy też na małej wysepce u brzegu Wielkiej Wyspy na samym skraju południowym, z rozkazu Widnura, wznieśli obwar Wentor.

Podczas tej wyprawy w drodze powrotnej zostawiono łodzie w Wilżynie u ujścia Łaby, a dalej ruszono w pieszą i konną wędrówkę ku Ziemicy Zerywanów zakładając nad rzeką Dunaj trzy kolejne obwary Wendenę, Wiermę i Wenżę.

Widnur nad Orolem, w Windii i w Wenelądzie

W kolejnych wyprawach Widnur poszedł w zupełnie inne ziemice, na wschód i na południe – nad Morze Ciemne, Morze Mora, Morze Żywe, nad Morze Mazów, Morze Koszerskie i Oral-Orol, nad Bałchasz i Bajkał oraz nad Morze Windyjskie. Wszędzie tam ustanawiał obwary i nazywał krainy.

Nad Oralem-Orolem założył obwar i gród Horosz na rzece Drze-Darii – czyli darzącej i drącej brzegi. Horosz to znaczy dobry, piękny i bogaty a także orzyj, horzy – czyli zawiłty niczym orzech, pierwszy, świeży – czyli jary, bo Orawa to jest to samo co Orzawa, albo Jarodawa. Tę krainę po południowym brzegu Oralu nazwał też Horosza, a Żółci Windowie, ludzie-nieludzie z południa, którzy byli tam zanim nadszedł Widnur z Zerywanami, nazwali ją Hariwarsza. W wiele wieków później nazywano ją Chorezm, a dzisiaj zowie się ona Karakałpatia, jako że tu Widnur sprowadził liczne zastępy Harów z Gór Harów – Harpątów (Kharpatów-Gorpątów), ludzi niezwykle twardych, o włosach rudych, którzy posiedli wielką wiedzę o hodowli koni, którzy zmieszali się w Nowych Czasach Nowej Koliby z tutejszymi Turkutami. Tych zwano też dawniej, pod koniec Starej Koliby Rusymi, z racji owych włosów rusych – rudych, albo Harusami, od ich gór rodzinnych.

Przywiódł ich nad Oral Tok z Gór Harów. Tak ich pięknie przez ową długą drogę poprowadził, że przyszło ich nad Morze Orol (mienione również Jeziorem Oral albo Aral, czyli Jezioro Harów, więc Horosze) cztery razy więcej niż ich z Gór Harów wyszło. Dlatego też zwali onego wodza nad wodze Wielkim, czyli Mahą-Magiem albo Mogoharą (Mogórą, Magórą), a Widnur zapragnął, żeby razem powiedli lud swojacki-słowy na podbój świata.

I tak się stało, i ci, ostawiwszy liczne zastępy nad Oralem, poszli też dalej.

Lecz kiedy stanęli na skraju Gór Świata Tok Maha zmienił nagle zdanie na temat onych gór i dalszej wędrówki. Teraz był pewien, że w Horoszy będzie im wszystkim dobrze. I odmówił Widnurowi dalszej wyprawy. Rozeźlił tym wielkiego zerywańskiego wodza, który przysiągł przed swoimi wojami, że następnego dnia wyzwie Toka na śmiertelny pojedynek.

Żercy sybirscy i orolscy co wywodzą się z tradycji pradawnych kącin Tokharów znad Tarymu i Czerczenu i wciąż dobrze znają tajemnicę trzymania świeżego wyglądu ciał ludzkich po śmierci, powiadają, że owego dnia objawił się Tokowi sam bóg Sim zatroskany o te puste piaszczyste ziemie co stały dalej na wschodzie, a których nikt nie chciał objąć. Miał on obiecać plemieniu Toka nieskończone dary i skarby i powodzenie po wsze czasy, jeśli obejmą oni we władanie dorzecze Czerczenu i Tarymu. Tok zgodził się na to mimo, iż wiedział, że straci w oczach Zerywanów mir i wiarę w swoją moc.

Rankiem, kiedy się Widnur do boju szykował doniesiono mu, że Tok Maha porzuciwszy namioty i dobytek nocą chyłkiem uszedł na pustynię, razem ze swoimi ludźmi. Musiał mieć Tok swoich szpiegów na tej radzie wojów.

Rzucili się w pogoń wojowie Widnura-Wodyna, a on sam ich powiódł niczym oko burzy piaskowej. Szli w stronę Żółtego Kraju przez całą pełnię księżyca. Zbliżali się każdego dnia do wycieńczonych coraz bardziej uciekinierów, a rozpoznawali to po coraz cieplejszych śladach. Wreszcie dojrzeli uciekinierów Toka gołym okiem na przeciwnym skraju wielkiej kotliny, u zamykającej im drogę krawędzi olbrzymiego górskiego pasma. Widnur był pewien, że oto jego zemsta się spełni. Lecz Tok widząc, iż sam nie poradzi wezwał na pomoc Boga Gór i modlił się do niego żarliwie, i obiecał mu, że jeśli jego i jego lud ocali od zemsty widnurowej, na zawsze zostaną w simowych krainach i uczynią je ziemią pełną bogactwa i szczęśliwości.

I wysłuchał Sim Toka. Kiedy jazda prowadzona przez Widnura była tuż tuż, a ciężki gorący oddech zbrojnych czuli już Tokaharowie na swych grzbietach, nagle, przed Tokiem i jego Harami rozstąpiły się skały. I przeszli Harowie Toka do Kraju Żółtych Ludzi, a konie ścigających zaryły na zadach przed zatrzaskującymi się z łomotem skalnymi bramami. Gdy kurz opadł, w miejscu gdzie była brama, błyszczała lita ściana granitu zwieńczona girlandami lodu, niczym lśniącą koroną królewską.

Rzekł zatem Widnur do swoich ludzi: Bogowie tak chcą, taki dali nam znak. Kto tam ucieka już stamtąd nie wraca.

I odstąpili Toka Maha Harę i jego plemię. Nigdy już jednak nikt pośród Zerywanów nie nazwał go inaczej, jak Maha Utokłą Harą, czyli Wielkim jak Góra Uciekłą. Jego plemię zaś nazwali Utokharami, albo Tiekla(maha)harami. Tak skończył władca Harów kagan Magóra I Tok.

Harowie Pustynni Toka osiedlili się na skraju pustyni Tokla Mahan, nad rzeką Tarym i innymi rzekami, które nazwali podobnie, jak zwali rzeki w swoich Górach Panów – Paninie – rzeką Keria, Karakaszem, czy Czerczenem, a góry nazwali Górami Karaharów, czyli Czarnych Harów, a inaczej Czarnogórami.

Przekazali oni swoją wiedzę o hodowli koni i warzeniu piwa licznym następnym pokoleniom i Żółtym Ludom – Kitajom-Kutajom, czyli ludziom-nieludziom pochodzącym od inożyc Nagich i Syroidów. Ciż Harusowie Wschodni, chowali swoich zmarłych w grobach uczynionych w pustynnej słonej ziemi. A zmarli ich, wdzięczni za takie grobów posadowienie, mieli się dobrze i zawsze wyglądali jak za życia, chociaż od ich śmierci upływały setki roków. Najdzielniejsi to byli woje z dzielnych.

Wtedy to żył pośród dawnych ludów południowych, posyroidzkich Windów Żółtych bogatyr-bohater, wódz Ordzuna, który chciał się oprzeć Widnurowi.

Ordzuna zebrał armię i parł na północ. Dotarł do gór i ujarzmił zamieszkujące je dzikie plemiona żółte i brązowe. Pokonał też w bitwie najdalej na południe wysunięte zerywańskie plemię Koszatyrsów z Koszmiru i przeprawił się przez Góry Świata. Horosza sięgała już wtedy na północne stoki tychże Gór Świata, czyli najwyższych na ziemi gór poświęconych Swątowi.

Oto słowa z zapisów kapłanów Ordzuny: „Była to ziemia Harusów – półniebian (Zerywanów), potomków kobiet z niebiańskiego plemienia Jakosza i z plemion Porusów. Porusowie rozsierdzeni na wojowników Ordzuny, owe brązowoskóre istoty, co śmiały zakłócić im spokój, stoczyli z armią Ordzuny zaciętą bitwę. Ostatecznie jednak Ordzuna przełamał ich opór i powiódł swe wojska dalej, do krainy Guńhaków oraz Gądharwów. W końcu dotarł do Hariwarszy. Na granicy Hariwarszy, zwanej też Horoszą, zatrzymał go oddział rosłych i silnych strażników.

– Do tej krainy – oświadczyli mu – nie ma wstępu żaden człowiek z południa, Ordzuno. Jeśli spróbujesz, zginiesz i ty, i twoi żołnierze. Nawet gdybyś wdarł się do Hariwarszy, swymi ludzkimi-nieludzkimi oczami i tak nie zobaczysz ani ziemi, ani jej mieszkańców. Zawracaj. Ta Kraina to nic dla ciebie”.

Tak Widnur i jego Harowie powstrzymali Ordzunę, który gdy ich zobaczył bił im pokłony, a jego wojsko drżało z lęku. Zawrócił bez słowa. A wtedy ruszono na południe. I przeprawiwszy się przez Góry Świata stanął Widnur, Największy z Wielkich, w Windii, nad rzeką, którą nazwał Rzeką Windów Wężów – Wijdużem-Wijduszem, a w późniejszych czasach nazywano ją też Indusem. Rzeka ciągnęła się przez wzgórza i niziny niczym olbrzymi niebiański wąż o sytym brzuchu i boskiej duszy, i rzekała do nich pieśń starowieku, opowiadała dzieje tej krainy południowej, sięgającej południowego morza, Morza Windyjskiego, za którym leżała już Wela i jej bramy od strony Piekła. Bez wątpienia była to najważniejsza i najświętsza Rzeka Ziemi.

We Windii, ziemi wyjątkowo bujnej i ciepłej, a też przyjemnej, z powodu obfitości wszelakich pożytków i łownego zwierza, ostała ponad połowa hordy Widnura. Tam pobudowali owiż wary i obwary, a to war War, i obwar Wałhalę, którą niektórzy Windowie z południa i żółci ludzie-nieludzie zwali Tripurą. Obydwa grody postawili nad rzeką Windów Wężów – Wijduszem. Tam też po wsze czasy ostali, sprowadzając ku sobie hoże Srebrzynki, Wężyjki, Koszanki, Łukomorzanki, Istyjki, Jakoszanki i Horolki z Gór Harów.

Jednak Widnur nie został z nimi i wyprawiał się wciąż i wciąż, aż do owego ostatniego dnia, tego dnia pamiętnego, kiedy po raz trzeci zawitał na Błotyk i Morze Wędów. Wtedy to ruszył w zawody z Wodami, które się okazały jego ostatnim wyczynem. Wtedy zdobył ostatni przyczółek dla Zerywanów – ziemię odległą na samym zapadzie, z której się szło wprost do nieba i na Welę do kraswarskich jezior Swarożyca, gdzie się onże wieczorem zapadał, na sen w podwodnym Zamyku, ze swą tarczą Swońcem-Sołńcem.

Ten całkiem nowy ląd zapadnio-zachodni nazwał Widnur Wenelądem, czyli Zwieńczeniem Lądów Ziemi, albo Lądem Wądy (Wądylądem) i postawił tam obwar Wenedawa, czyli Wieniec Bogów (Weń dla Dewów). A w nim zostawił osadników drwali, kowali, uprawców ziemi i hodowców koni oraz kobiety i kapłanów z zastarzałej i twardej Gromady Wicikowów (Kowitów), którzy wciąż znali znaki drzewego pisma i język ksiąg, a pochodzili od plemienia Czudełosowego, najbardziej biegłego w języku i znakach przyrody. Tam pobudowali święty krąg, zalążek świątyni, którą nazwali Daweną albo Wądawą.

Świątynia poświęcona była Dażbogowi, Dabie-Dobrej i ich całemu rodowi oraz Wądzie, Wodowi i ich całej świętej rodzinie. W tym świętym kręgu zasiadali, modlili się, składali ofiary Sołom i Wodom witając Świętą Tarczę Swarożyca, gdy wynurzała się z … i zapadała się w… Wodną Otchłań. Czynili to cztery razy w roku święcąc te dni – Zrównania i Przesilenia, specjalnymi obchodami. W otoczeniu Świętego Kręgu Sołów i Wodów składali swoich zmarłych i palili stosy pogrzebowe – żarniki. Tutaj też każdego miesiąca oddawali cześć każdemu z boskich Tynów, Trzemów, Tumów i Twerowi Swąta.

Oni to mieli sprawić, że Zerywanie przetrwają na tej ziemi ciemnej i niegościnnej, gdzie Słońce niesione przez Swarożyca stale jedynie zachodzi, a nigdy nie wschodzi. Oni jednak sprawili, że Zerywanie w ogóle przetrwali na całej Ziemi, że uszli śmierci spod kosy.


 Źródło artykułu

2 komentarze do “O Wędzie i jej synach Wudnarze i Mężu – mitologia Słowian

  1. Pingback: Bóg Wid-Wij | Słowianie - Wiara Przyrodzona

  2. Pingback: Bogini Wąda-Węda | Słowianie - Wiara Przyrodzona

Dodaj komentarz